poniedziałek, 18 marca 2013

Navajo ,indiańska hosta

Navajo, to jedna z host, jakie zauroczyły mnie od pierwszego wejrzenia. Kiedy ją kupowałam, strona ofertowa u Fransena nie miała fotki sprzedawanej hosty. Kupiłam ją więc, niemal, jak kota w worku, opierając się tylko o krótki opis, który brzmiał : "Green leaves with a slightly rippled margin." . Słowa "rippled" i 'green" zadziałały natychmiast , bo to jest to, co właśnie najbardziej lubię w hostach - czysty , zielony kolor , podkreślony ładną formą liści. Nic nowego... Trąbię wszak głośno i dookoła, że zieleńce, które nazywam  pieszczotliwie sałatami, to mój ulubiony typ hosty.



Navajo, to intro amerykanina Vana Wade , który dokonał jej rejestracji w AHS w 2007r. Szukając o niej informacji, weszłam na stronę introduktora, czyli  Vana & Shirley Wade z Bellville w Ohio i jakie było moje zdziwienie, gdy odnalazłam te hostę pod nazwa 'Navaho'. Niby różnica niewielka i w sumie oznacza to samo, ale jednak...

W danych rejestracyjnych , Wade podał, że jest ona siewką nieznanej hosty , wyselekcjonowaną dla obfitego i pięknego kwitnienia. Jak powszechnie wiadomo, kwiaty host, choć spokrewnione są z zachwycającymi barwą i formą liliami,  nie należą do mocnych stron host i wspomina się o nich raczej w kontekście identyfikacji, niż walorów zdobniczych. Tymczasem, Navajo faktycznie mile mnie zaskoczyła : pojawiające się na przełomie VI i VII  lawendowe kwiaty z ciemniejszymi nieco , fioletowymi paseczkami na płatkach ,  sprawiają - z większej odległości - wrażenie purpurowych . Dodatkowo, zakwitają na ciemnych,  bordowych łodyżkach , co nadaje roślinie niecodziennego wyglądu. 


 
Jej liście są lancetowato podłużne i  ostro zakończone , a ich czubeczki zabawnie podkręcone . Zielony kolor nie jest zbyt ciemny , jednak wyraźnie zaznaczone nerwy i regularna falbanka na brzegu   sprawiają, że naprawdę przyjemnie jest zawiesić  na niej wzrok.

 Nie jest krzykliwa , jeśli jednak i w naszych , polskich ogrodach osiągnie podana w rejestracji wielkość (L), to klękajcie narody ! Może się okazać jedną z bardziej pokazowych sałat na hostowiskach....  Przyznaję,że  na to po cichu liczę.


Navajo, trafiła do mnie wczesną wiosną 2012r i po jej obserwacji, jakoś nie bardzo mogę zgodzić się z Fransenem,co do polecanego stanowiska uprawy . Podaje on bowiem, że Navajo , może rosnąć także na stanowisku słonecznym. U mnie, przez pewien czas stała w miejscu, gdzie od 11 do 11.30 operowało słońce i niemal natychmiast zauważyłam ślady poparzeń, choć miała zapewnioną spora dawkę wilgoci. Polecam ją więc na stanowiska co najmniej półcieniste i cieniste.

Mimo pięknego i obfitego kwitnienia, nie zawiązała ani jednego nasionka. Nie stało się tak za sprawą pogody, która dopisywała w okresie jej kwitnienia, ale czy sterylność będzie jej cechą... O tym przekonamy się dopiero w następnych latach uprawy.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz :)